Dziś opowiem Wam, jak zostawiłam ciepłą posadkę na etacie, aby rzucić się w wir nieznanego, zająć się copywritingiem i otworzyć własną firmę mając 23 lata. No dobra może nie do końca nieznanego, bo zanim założyłam firmę, działałam już w tej branży od pewnego czasu, jednak mieć stałą pensję i dorabiać do niej, a postawić wszystko na jedną kartę to dwie całkiem inne sprawy.
Jak zaczęła się moja przygoda z copywritingiem?
Moje początki z tą branżą nie były spektakularne, nie znalazł mnie żaden łowca talentów ani guru od copywritingu. Potrzebowałam po prostu dorobić, nie pamiętam już nawet dlaczego. Przeglądając artykułu na temat tego, jak zarabiać przez internet wpadłam na portal Useme.pl. Stamtąd też otrzymałam swoje pierwsze zlecenie. Doskonale pamiętam, że dotyczyło ono opisów etui dla smartphonów i zarobiłam na nim 700 złotych. Kwota ta sprawiała, że nie ukrywając to właśnie pieniądze zmotywały mnie do szukania kolejnych zleceń i poszerzania swojej wiedzy w tym zakresie. Poza tym dużym kopem do działania był także fakt, że sprawiało mi to po prostu frajdę. Od zawsze lubiłam pisać. Już w szkole słyszałam, że powinnam pomyśleć o tym, aby zająć się pisaniem na poważnie. Nigdy nie byłam jednak do tego przekonana, więc ślepy los zdecydował za mnie ziścić ten plan i podrzucił mi copywriting.
Stamtąd też otrzymałam swoje pierwsze zlecenie…zarobiłam na nim 700 złotych.
Doskonale pamiętam, że kolejne zlecenie sprawiło, że trafiłam po raz pierwszy pod skrzydła agencji marketingowej. Z którą współpracowałam do 2021 roku. To właśnie tam nauczyłam się najwięcej. Jak tworzyć poprawne nagłówki, jak pisać pod SEO, a także tego, jak w ogóle pracować w tej branży i o co tak właściwie chodzi, w tym całym copywritingu. Dzięki czemu jeszcze bardziej zaczęło mi się to podobać.
Praca na etacie zaczęła mnie męczyć
Równolegle do tego, jak rozpoczęłam swoją przygodę z copywritingiem, pracowałam także na etacie jako pracownik biurowy, w małej firmie. Odbiegając od tematu, zawsze imponowała mi elastyczność zakresu obowiązków tego stanowiska. Pracownik biurowy może zajmować się tak naprawdę wszystkim. Umawiać spotkania, wysyłać i odbierać korespondencje. Odpowiadać za wstępne przygotowanie dokumentów księgowych, a także sprawy kadrowo -pracownicze, a nawet być zaopatrzeniowcem i kosztorysantem. I właśnie tym wszystkim zajmowałam się na swoim stanowisku pracy. Mogłoby się wydawać, że praca niby lekka, posadka ciepła, 8 godzin i do domu. Jednak wciąż nie czułam się tam spełniona, brak możliwości rozwoju i wykonywanie tych samych zadań w perspektywie kilkudziesięciu lat, nie dawały mi powodów do radości.
Pracownik biurowy może zajmować się tak naprawdę wszystkim. Umawiać spotkania, wysyłać i odbierać korespondencje. Odpowiadać za wstępne przygotowanie dokumentów księgowych, a także sprawy kadrowo-pracownicze, a nawet być zaopatrzeniowiec i kosztorysantem.
Natomiast moja kariera copywritera z dnia na dzień zaczynała nabierać tempa. Zleceń przybywało, a godzin w dobie jak na złość ani o minutę więcej. W pewnym momencie doszło do tego, że wstawałam rano, szłam na 8 godzin do pracy. Wracałam do domu, jadłam obiad i siadałam do komputera na kolejne kilka godzin. Co w efekcie sprawiało, że pracowałam niekiedy po 16 godzin dziennie. Jakby tego było za mało, dodatkowo, studiowałam jeszcze zaocznie weekendami i naprawdę patrząc na to z perspektywy czasu, nie wiem, jak udawało mi się to ogarniać.
W tym intensywnym momencie mojego życia nie potrzebowałam już wcale sobie dorabiać, ale copywriting sprawiał mi taką frajdę i dawał ogromną satysfakcję, że nie chciałam z niego rezygnować. Widziałam w tym coś, w czym się odnajduję, co sprawia mi radość i pozwala mi wykorzystywać moje naturalne predyspozycje do pisania, w przeciwieństwie do pracy na etacie.
Szybko dodatkowe źródło dochodu stało się więc u mnie odskocznią, w której wiedziałam, że chcę się rozwijać i poszerzać swoją wiedzę. Byłam na to tak zafiksowana, że w sumie nawet nie odczuwałam zmęczenia. Co prawda miałam niekiedy myśli, że świetnie byłoby mieć taką tabletkę jak główny bohater Jestem bogiem w reżyserii Neila Burgera (zdradzę w tajemnicy, że to mój ulubiony film i nie zliczę, ile razy już go oglądałam), ale nie narzekałam.
Widziałam w tym coś, w czym się odnajduję, co sprawia mi radość i pozwala mi wykorzystywać moje naturalne predyspozycje do pisania, w przeciwieństwie do pracy na etacie.
W momencie, kiedy coraz większe pieniądze udawało mi się osiągać z copywritingu, zaczęłam poważnie rozważać to, żeby rzucić etat. Tym bardziej że moja praca nie sprawiała mi frajdy. Monotonia i brak decyzyjności sprawiał, że po prostu czułam się jak w klatce. Miałam wrażenie, że marnuje swój potencjał. Codziennie rano przychodziłam do biura, wypełniałam swoje obowiązki w pełni sumiennie, ale to nie było to, co chciałabym robić do końca życia. Nie czułam tej iskry i chęci działania, jakie odczuwałam, siadając do komputera po pracy.
Kiedy zdecydowałam się przejść na swoje?
Mój pomysł na to, aby otworzyć własną firmę, rodził się w mojej głowie przez długi czas. Nie należę bowiem do osób, które podejmują decyzję pochopnie, zwłaszcza tak poważne. Tym bardziej że z tyłu głowy miałam zawsze tę myśl, że kiedy rzucę prace, będę zdana tylko na siebie.
Dlatego też z myślą o otworzeniu własnej firmy oswajałam się przez około rok. W tym czasie cały czas działając i tak naprawdę badając rynek i to, czy przypadkiem nie jest to tylko mój słomiany zapał.
W ciągu tego okresu niemal wszyscy wokół już wiedzieli o tym, że chcę założyć firmę. Zarówno moi znajomi, jak i moja rodzina. Cierpliwie słuchali o tym, przy niemal każdej okazji i z tego miejsca przepraszam ich serdecznie, bo z pewnością mieli już w pewnych momentach tego dość. Kulminacyjnym punktem zwrotnym było to, że moje zarobki z copywritingu zaczęły przewyższać pensję z etatu. Uświadomiło mi to ostatecznie, że jestem w stanie utrzymać się z pisania.
Od momentu podjęcia ostatecznej decyzji, o tym, że zakładam firmę i zwalniam się z etatu, do jej założenia minęły zaledwie 2 miesiące. W tym czasie dopięłam wszystkie formalności związane z pracą na etacie i otwarciem firmy i przygotowałam się do tego, aby spokojnie przejść wyłącznie na swoje. Czy się bałam? Jak diabli, ale dzisiaj wiem, że niepotrzebnie, bo pomimo tego, jak dużą ulgę odczuwam po odejściu z pracy, dała mi ona świetną bazę do prowadzenia firmy. Poznałam w niej wiele pojęć związanych z księgowością i ogólnie pojętym biznesem. Czasem myślę sobie nawet, że nie był to przypadek, że tak, a nie inaczej potoczyła się moja kariera zawodowa.
Podsumowując, tak właśnie stało się, że całkiem przypadkiem, poprzez sytuację losową trafiłam na branże, która wykorzystuje moje naturalne predyspozycje oraz pozwala mi zarabiać i daje mi dużą satysfakcję. Pomimo że przy własnej firmie nie jest to już tylko i wyłącznie realizacja zleceń dla klientów, ale też dużo spraw administracyjnych, papierologii, wdrażania pewnych systemów i rozwiązań czym z pewnością w wielu przypadkach podzielę się tu z wami w kolejnych wpisach, czuję, że robię to, co powinnam robić w życiu.